Wstaje ok. 9:00. zjadam szybkie śniadanie i wybieram się na pierwsze zwiedzanie miasta. Pogoda wspaniała. Do centrum postanawiam dotrzeć na piechotę. Uzbrojona w plan miasta obieram właściwy kierunek. Mijam po drodze wiele niższych i wyższych budynków, m.in. kościół Emaus.
W końcu docieram do Urzędu Miasta, w którym znajduje się poczta. Kupuję pocztówki, wpisuję pozdrowienia i adresuje. Następnie wrzucam do skrzynki mając nadzieje, że zdążą dostrzec na miejsce, zanim ja wrócę do domu.
Potem już tylko ?krok? do Starego Miasta.
Pierwsze swe kroki kieruje do Centrum Informacji Turystycznej znajdującego się na ul. Długiej. Tam dostaję mnóstwo ulotek i przewodników.
Tak, więc zaczynam zwiedzanie.
Zajmuje mi to wiele godzin, podczas, których podziwiam i fotografuję m.in. Bramę Wyżynną (jedna z siedmiu w Gdańsku); Dom Uphagena; Ratusz Głównego Miasta; Fontannę Neptuna; Dwór Artusa; Nowy Dom Ławy; Zielona Bramę; Bazylikę Mariacką, z 82-metrowej wieży roztacza się piękny widok na Gdańsk. Wejście na nia kosztowało mnie wiele wysiłku, ale było warto.
Zaglądam też na urokliwą ul. Mariackiej, na której siedzę sobie na schodkach jednej z wielu urokliwych kamienic i podziwiam występy ulicznych artystów. Dalej idę do Kościoła św. Katarzyny (ze spalonym dachem) oraz do Żurawia na Długim Pobrzeżu.
W końcu zmęczona wracam do schroniska.
Wieczorem znów gram w bilard, tym razem z Grzegorzem z Lublina. Niestety przegrywam, ale zabawa nie zła.
W kuchni, podczas kolacji poznaję dwóch miłych chłopaków z Kaukazu - Aleksandra i jego młodczego kuzyna Denisa. Chłopaki z pochodzenia są polakami. Ich dziadkowie urodzili się w Polsce, z kąd los zawiódł ich daleko od ojczyzny.
Aleksander - mówiacy dobrze po polsku - z wykształcenia jest historykiem. Denis - ekonomistą. Wspaniale nam się rozmawia. Dzielimy się wrażeniami i spostrzeżeniami z podróży.
Potem szybko korzystam z Internetu i zmykam do pokoju.
W łóżku czytam jeszcze książkę i w końcu znużona zasypiam.